Problematyka cierpienia, wszystko to, co jest z nią związane (pytania, które budzi, próby dania na nie odpowiedzi), była zawsze żywą dla wszystkich, dotycząc ich w sposób bezpośredni, indywidualnie, czy pośredni - dotykając osoby im bliskie.

Wstęp

Rozpoczynając rozważanie związane z kwestią cierpienia, zauważmy krótko kilka elementów z refleksji teologicznej w tym zakresie, dominującej w czasach Reformacji XVI w.

Długo przeważała w niej interpretacja stoicka, będąca kontynuacją myśli św. Augustyna, który pisał: „jednakże cierpliwość Boża zaprasza złych do pokuty, jak bicz Boży uczy dobrych cierpliwości”. W tej linii Jan Kalwin uważał, że cierpienie, kiedy nie jest ono karą, uczy nas poddania się woli Bożej w wyrzeczeniu, w modlitwie i pokorze. Dla niego cierpienie, pomimo, że zawiera w sobie ryzyko odcięcia nas od wszelkiej nadziei, a w konsekwencji odcięcia nas od Boga, jest globalnie pozytywne, ponieważ zbliża nas ono do Chrystusa cierpiącego.

Nic tu oryginalnego w myśli Kalwina, jeśli chodzi o tamtą epokę. Michel de Montaigne (francuski filozof i humanista, ur. 1533 – zm. 1592) mówi podobnie: „Wystarczy, aby chrześcijanin wierzył, że każda rzecz pochodzi od Boga i przyjął ją z wdzięcznością ze względu na Jego Boską mądrość” (Eseje z 1588 r.).

Jedyny akcent rzeczywiście protestancki, w wieku XVI, wynika z zasady sola gratia (tylko łaska): Jeżeli męka Chrystusa wystarczy do zbawienia, nasze cierpienie nie ma odkupieńczej wartości ani dla nas, ani dla innych.

Od tamtych czasów protestancka refleksja związana z cierpieniem, postąpiła przede wszystkim w kierunku poszukiwania zasad biblijnych pomocnych w rozumieniu zagadnienia cierpienia.

Współczesny protestantyzm jest uważny na rozdzielenie (którego dokonują Ewangelie) cierpienia i grzechu. Cierpienie nie jest karą, ale próbą, która dotyczy całej naszej rzeczywistości ludzkiej, mając także swój wymiar etyczny, którym jest zaangażowanie innych w pomoc każdej osobie cierpiącej, zwłaszcza braciom i siostrom w wierze.

Cierpienie pozostaje i może być krzykiem bólu, który znajdujemy tak często w Piśmie Świętym, choćby w słowach Psalmów, gdzie odczytujemy na zmianę ludzkie niezrozumienie i zaufanie, bunt i poddanie się Bogu.

Poniżej proponuję refleksję związaną z cierpieniem, jako przejawem zła dotykającego nasze życie.

Cierpienie

Kwestia cierpienia łączy się z problematyką zła i jego miejsca w stworzeniu. Wobec całości trudności, które zagadnienie to ze sobą niesie, warto przypomnieć trzy prawdy, które Biblia wypowiada z całą mocą.

I.      Zło jest zawsze złe

Biblia nie pozostawia żadnej wątpliwości co do negatywnej rzeczywistości zła, od 1 Księgi Mojżeszowej/Rodzaju do Księgi Objawienia/Apokalipsy. Każda stronica ogłasza potępienie zła: ukazuje je Prawo Boże, a łaska Boża panuje nad nim.

Zło jest opozycją dobra, i Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem (Izajasz 5,20). Apostoł Paweł poleca: Brzydźcie się złem, trzymajcie się dobrego (Rzymian 12,9).

To, co szczególnie ukazuje rzeczywistość zła, to gniew Boży przeciwko niemu.

II.    Bóg jest suwerenny, wszechmocny.

Pomimo, że rzeczywistość wydaje się temu przeczyć, Biblia twierdzi bez ustanku, że Bóg jest suwerenny i wszechmocny, nie tylko w nieskończonej wielkości, ale także w tym, co jest nieskończenie małe. On jest Pierwszy i Ostatni, i króluje.

Pomimo dzieła Jezusa wypełnionego na Krzyżu, pozostawanie zła na naszej ziemi wydaje się podważać kwestię suwerenności Bożej. Niemniej, twierdzi Biblia, jest to rzeczywistość pewna (suwerenność i wszechmoc Boża), nawet jeśli nie widzimy jeszcze wszystkich rzeczy, które są Mu poddane (Hebrajczyków 2,8).

Marcin Luter podkreśla ten paradoks: Jego (Boże) Królestwo jest już tutaj, a jednak jeszcze nie.

III.  Bóg jest dobry, Jego stworzenie jest dobre.

Pismo Święte odrzuca, jako bluźnierstwo, podejrzenie, że Bóg miałby być wspólnikiem zła. On jest radykalnie dobry. Cierpienie jest intruzem w tym świecie doskonale stworzonym przez Boga i nie będzie ono miało swojego miejsca w nowym świecie.

Wielką pokusą jest wątpienie w to, że Bóg jest miłością i dobrocią. Apostoł Paweł cieszy się - na końcu swego życia - z faktu, że zachował wiarę w Boga dobrego, pomimo, że nie rozumiał wszystkich prób, przez które w życiu przyszło mu przechodzić.

W co zatem wierzyć?

Te trzy wyżej podane deklaracje biblijne wydają się pozostawać w sprzeczności.

Czy jest możliwym pogodzenie zła i Boga suwerennego, wszechmocnego i dobrego?

Wydaje się to nie do pojęcia dla naszej ograniczonej natury ludzkiej, ponieważ rozumienie oznacza jednoczenie czegoś, uczynienie tego koherentnym, danie zjawisku sensu.

Zrozumienie zła byłoby zatem chęcią zintegrowania planu Bożego, chcenia Bożego, z tym, co jest nieusprawiedliwione, niemożliwe do zrozumienia.

To, co stwierdzamy natomiast z całą pewnością, to fakt, że możemy zrozumieć, że nie możemy zrozumieć zła. To natomiast, co możemy, to walczyć z nim z całych naszych sił.

Czy fakt, że wyznajemy naszą niezdolność rozumienia zła jest dowodem naszej chrześcijańskiej słabości intelektualnej? Czy jest poddaniem się naszego rozumu?

Takie rozumowanie nie wydaje się właściwym, ponieważ tak naprawdę stwierdzenie, że zło istnieje i że jest nieusprawiedliwione, pozostaje tajemnicą. Pozostaje nam je z pokorą zaakceptować.

Możemy natomiast twierdzić jasno, że zło jest rzeczywistością, ale że Bóg jest suwerenny i że jest na dodatek dobry. A możemy tego dokonać jedynie w wierze i z wiary, a wiara ta głosi chwałę Bożą.

Te trzy ww. prawdy znajdujemy w Jezusie. Głosi On, że wszelka władza została Mu dana (innymi słowy suwerenność). Zachęca On do unikania zła (zło jest złem). Nie ma w Nim żadnej przewiny, ani grzechu i nigdy nikogo nie doprowadził do cierpienia (Bóg jest przecież dobry).

Jezus też nigdy nie powiedział choremu, aby ten traktował swoje cierpienie z cierpliwością.  Nigdy nie podawał, ani nie tworzył wielkich teorii o złu, ale uważał (dając temu wyraz w swoich słowach i działaniach) cierpienie fizyczne, psychiczne i duchowe za przeciwnika i zwalczał je ze wszystkich swych sił.

Jezus nic nie tłumaczył, ale z całych sił angażował się.

Sam Jezus poznał także cierpienie, będąc jak my człowiekiem.

Unikał cierpienia wtedy, kiedy mógł, ale przyjął je, kiedy pojawiło się, prosząc jednak o pomoc przyjaciół kiedy próba cierpienia była zbyt duża: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną (Mateusza 26,38) i krzycząc z bólu i swego niezrozumienia do Boga: Jeśli to możliwe, niech ten kielich oddali się ode mnie.

To na Krzyżu, gdzie Jezus umiera ukrzyżowany, te trzy wielkie prawdy biblijne są najbardziej ewidentne:

- okropna rzeczywistość zła,

- suwerenność Boża,

- i Jego nieskończona dobroć dla wszystkich ludzi.

Rozumieć czy poznać?

Stawką pokoju dla osoby konfrontowanej z cierpieniem (swoim lub kogoś z bliskich, lub braci w człowieczeństwie), jest rezygnacja ze zrozumienia Boga, po to, aby oddać się poszukiwaniu poznania Go.

Będziecie jak bogowie.

Kiedy przechodzimy jakąś życiową próbę, jedną z naszych pierwszych reakcji jest najczęściej pytanie samych siebie, z niepokojem: „Dlaczego?”

Zachowanie to jest całkowicie normalne. W naszym bólu, naszych żalach, naszym buncie, zwracamy się także do Boga i stawiamy Mu takie samo pytanie.

Odczuwamy potrzebę poznania racji naszego nieszczęścia, poszukiwania wyjaśnień rozumowych, które usatysfakcjonowałyby nas i przez to dostarczyły nam jakiegoś elementu pocieszającego.

Kiedy cierpimy, poznajemy tę samą pokusę, w którą popadli Adam i Ewa: chcenie stania się bogami poznając dobro i zło (1 Mojżeszowa/Rodzaju 3,5). Jak bardzo chcielibyśmy przeniknąć sekrety Boże, przejść „za dekoracje”, wyjaśnić ukryte tajemnice, być zdolnymi do rozpoznania dlaczego istnieje niesprawiedliwość, poznać sens zła, w tym szczególnie tego, które nas dotyka.

Czasami wierzymy błędnie, że mamy możliwość wyświetlenia ukrytych tajemnic, poznania sensu i głębokiej racji zaistnienia pewnych wydarzeń.

Tymczasem Bóg nie objawia zawsze i w sposób konieczny „dlaczego” ta, czy inna rzecz zaistniała. Bóg i Jego drogi tak często pozostają niepoznawalne...

Tomasz Pieczko, Augustinus 34