Związek między protestantyzmem a dobrobytem ekonomicznym zdaje się być faktem powszechnie przyjętym przez większość historyków. W wiekach XVII i XVIII, mapa rozwoju ekonomicznego Europy pokrywa się znacząco z granicami państw protestanckich.

Jednakże opinie różnią się poważnie w analizie racji tego postępu ekonomicznego. Dotyczy to  zwłaszcza autorów antyprotestanckich, starających się dokonać wszystkiego, by odrzucić wizję pozytywnego wpływu Reformacji na świat problemów społecznych.

Dla wielu z tych autorów (powiedzmy delikatnie: sceptycznych wobec protestantyzmu), dynamizm ekonomiczny krajów protestanckich winien wpisać się w całość naturalnych procesów rozwoju edukacyjnego i w konsekwencji ekonomicznego, które rozpoczęły się w Europie już w wieku XIII.

Protestantyzm zatem nie miałby w sobie nic szczególnego, co miałoby przyczynić się specyficznie, z niego samego, do rozwoju ekonomicznego terytoriów, które obejmował...

Warto tu zacytować teorię, zgodnie z którą rozwój ekonomiczny byłby naturalnym rezultatem ucieczki „mózgów”, związanych z prześladowaniami religijnymi i ich koncentracją na pewnych, ściśle określonych, terytoriach, dających jednocześnie przychylny klimat pracy intelektualnej, która byłaby przyczynkiem do rozwoju ekonomicznego... Nic zatem ponownie szczególnego, a wynikającego ze specyfiki protestantyzmu...

Zacytowawszy niektóre z opinii krytycznych, uważamy jednak, że wszelkie rozważania w tej kwestii wydają się spłycone, a nawet sterylne, pozbawione prawdziwej owocności w poznaniu, jeśli nie przyda się należytej uwagi specyfice religijnej - teologii protestantów.

Zdajemy sobie sprawę, że zauważenie bezpośrednich związków między domenami myśli tak pozornie odległymi, jak myśl religijna i ekonomiczna może wydawać się przesadzone. Chcemy jednak przez moment zastanowić się nad taką ewentualnością...

W sercu Reformacji protestanckiej znajduje się przekonanie, zrodzone z relektury Ewangelii, że dla całości ludzi (uznanych za winnych i niewypłacalnych przed Bogiem), nie ma nadziei na zbawienie lub usprawiedliwienie, jak tylko poprzez osobisty akt wiary w odkupieńcze dzieło dokonane przez Jezusa Chrystusa. Jeżeli istnieje jakaś idea, która winna być podkreślona, gdy mówi się o Reformacji, to jest nią właśnie ta. Cała reszta jest tylko konstrukcją bazującą na tym centralnym i fundamentalnym przekonaniu: zbawieniu osiągalnym dla każdego człowieka poprzez osobistą wiarę w dzieło wypełnione przez Jezusa Chrystusa (Pośrednika jedynego i wystarczającego między Bogiem a ludźmi).

W konsekwencji to, co następuje w protestantyzmie, to dowartościowanie indywiduum lub indywidualności na niekorzyść wszelkiego rodzaju instytucjonalnego pośrednictwa kościelnego.

W tradycji protestanckiej stwierdza się z całą siłą przekonania, że powołanie jest kierowane przez Boga do każdej jednostki ludzkiej, czyniąc z niej (w oczach Bożych) osobę jedyną i odpowiedzialną za nią samą.

Stąd bierze się to, co nazywane jest „powszechnym kapłaństwem wierzących”: przekonanie, że każdy wierzący jest kapłanem przed Bogiem; przekonanie, które zrodzi w łonie protestantyzmu ideę o autorytecie i władzy typu demokratycznego, najpierw w Kościele, a następnie – przez analogię – w świecie polityki.

Mówiąc o powołaniu, Kalwin jest dziedzicem Lutra, który położył wcześniej fundamenty całej protestanckiej etyki pracy w jego koncepcji Beruf (powołania). Specyfiką myśli luterańskiej w tym temacie jest rozszerzenie na wykonywanie różnych zawodów (manualnych, rzemieślniczych, handlowych, technicznych) godności duchowej i religijnej, która wcześniej była przyznawana wyłącznie powołaniu kapłanów i mnichów.

Dla Lutra zawód i jego wykonywanie, nabierze z czasem coraz większej wagi. Życie monastyczne, w oczach Lutra, odrywa człowieka od obowiązków tego świata, podczas gdy wykonywanie obowiązków zawodowych staje się najbardziej bezpośrednim wyrazem miłości bliźniego, nakazanej przez Ewangelię.

Kalwin - w tej samej kwestii - będzie budował na fundamencie postawionym przez Lutra. Dostrzeże też i podkreśli socjalne i polityczne następstwa głoszonej Ewangelii.

Kalwin wzbogaci tezy Lutra przez przekonanie, że godność pracy wypływa z faktu, że praca człowieka wpisuje się w przedłużenie tej pracy, jaką Bóg podjął w świecie dla dbałości o swoje stworzenia. Przez swoją pracę człowiek staje się „współpracownikiem Boga”, stając się dzierżawcą lub zarządcą, powołanym do użytkowania i waloryzowania wszystkich bogactw stworzenia.

Z tejże racji lenistwo, nieróbstwo, zgodnie z moralnością protestancką, były zawsze pojmowane jako wada szczególnie godna potępienia, ponieważ leń i nierób wynaturza w jakiś tragiczny sposób swoje człowieczeństwo.

W tej tradycji odrzucanie pracy lub leniwość w niej, są interpretowane jako odrzucenie odpowiedzenia na oczekiwania Boże, jako rodzaj zerwania z Nim.

W tej optyce jednocześnie było postrzegane jako ważne, by praca odnalazła jej sens duchowy, wyrażający, że pracownik oddaje się pracy osobiście przed Bogiem.

Praca jednak, według Kalwina, nie ma w sobie samej własnej wartości, ale może dopiero jej nabyć wpisując się w kontynuację pracy Boga.

Te właśnie przekonania stanęły u podstaw zaangażowania profesjonalnego i ekonomicznego protestantów, które z czasem zaskutkowało znaczącym rozwojem: dobrobytem miast i wsi, a także całych krajów przenikniętych duchem Reformacji.

Powtórzmy reasumując: praca została silnie dowartościowana przez Reformację, w jej podwójnej trosce aby wszyscy chrześcijanie znaleźli się na jednym poziomie wartości ludzkiej i aby uwypuklić wartość tzw. „skromnych zajęć”. Praca przestała w optyce Reformacji być aktywnością „świecką”, by zostać uznanym jako „powołanie” Boże, od chwili, kiedy pozwala ludziom wzajemnie się wspomagać.

Aby jednak nie dać się ponieść bezkrytycznemu optymizmowi, musimy też przyznać, że dość szybko kryterium powołania zostało „spragmatyzowane” do celów użyteczności ekonomicznej, co przyniosło przesadną niekiedy chwałę pracy. Na niektórych dawnych grobach protestanckich, w Europie zachodniej, można jeszcze dzisiaj przeczytać: „praca była jego całym życiem”.

Niemniej, co dla nas jest tutaj szczególnie ważne, w miarę pogarszania się warunków pracy, ze wzrostem „dzikiego” kapitalizmu, czyli działań skoncentrowanych na maksymalizacji zysku kosztem wydatków związanych z kosztami wytworzenia produktu (w tym szczególnie godziwego opłacania pracowników), ci sami protestanci, którzy zdawało się tak łatwo dali się jeszcze niedawno pochłonąć mechanizmom rynku, zaangażowali się w powstanie rozwiązań prawnych, mających gwarantować sprawiedliwość wobec zatrudnianych.

W wymiarze historycznym można tu mówić np.:

- o ekonomiści genewskim Simondzie de Sismondi (1773-1842), który napisał znane dzieło Nowe zasady ekonomii politycznej lub o bogactwie w jego stosunkach z ludnością;

- o przedsiębiorcy alzackim Danielu Legrand (1783-1859), jak i o środowisku protestanckim Stowarzyszenia przedsiębiorczości w Mulhouse (utworzonym w 1826);

- i Angliku Anthony Ashleyu Cooperze, siódmym hrabim Shaftesbury (1801-1885).

Wszyscy oni (tu wymienieni jedynie przykładowo, a było ich więcej) zainaugurowali długą walkę na korzyść promocji pracowników przez ustawodawstwo pracy.

Daniel Legrand był pierwszym, który rzucił pomysł międzynarodowej organizacji pracy, która miała opracowywać traktaty międzynarodowe związane z ochroną najbardziej wykorzystywanych.

Współcześnie, większość Kościołów protestanckich nadal broni wizji, zgodnie z którą praca  stanowi część Bożego projektu wobec ludzkości i Kościoły te walczą z nowo powstającymi wyzwaniami społecznymi oraz społeczno-ekonomicznymi, dążąc do realizacji programu, zgodnie z którym praca winna być dostępna i godziwie wynagradzana zarówno w krajach bogatych, jak i w krajach uboższych. Wyraźnie można także zaobserwować protestanckie zaangażowanie w walkę z postępującym zubożeniem i bezrobociem.

Tomasz Pieczko, Augustinus 29