Kładąc szczególny nacisk na wiarę, Reformatorzy nie chcieli „promować” jakiegoś szczególnego rodzaju czy programu wierzeń, ale w centrum ich zainteresowania była żywa i pełna ufności relacja, która łączy Boga z istotami ludzkimi. W relacji tej dominujące miejsce zajmuje modlitwa - dialog między Bogiem i wierzącym.

Relacja ta nie jest formą pobożności, aby pozytywnie usposobić do siebie Boga, ale jest to miejsce słowa i życia, które jednoczy Boga (osobę, która mówi i która słucha) i Jego stworzenie.

Stary Testament pojmuje modlitwę jako żywą wymianę między ludem i Jego Bogiem, który to jemu (ludowi) zawsze towarzyszy.

Nowy Testament kładzie nacisk na modlitwę Jezusa, uprzywilejowaną relację Syna z Ojcem. Do wejścia w nią są zaproszeni także uczniowie (Galacjan 4,6).

Możliwość modlitwy jest wyrazem Nieskończonego Bogactwa, które proponuje się, aby Go kochać. W tym znaczeniu pierwsza modlitwa pochodzi, wypływa z Boga samego, który zaprasza ludzkość, aby dała się pojednać z Nim (2 Koryntian 5,20 i n.). Modlitwa ta jest nośnikiem pojednania, jest wyrazem prawdziwego autorytetu, który daje adresatowi czas na odpowiedź.

Modlitwa ludzka jest odpowiedzią na modlitwę Bożą, ponieważ Bóg daje swoją miłość bez warunków.  Wierzący jest uwolniony by słuchać, chwalić, prosić, wstawiać się i krzyczeć do swojego Pana.

To głębokie przekonanie Reformatorów, które podziela i dzisiaj większość Kościołów chrześcijańskich, prowadzi do pojmowania życia chrześcijańskiego, jako będącego jedną wielką modlitwą.

Modlitwa nie jest tylko zamknięta do czasu nabożeństwa, ale każdy akt życia chrześcijańskiego staje się modlitewnym. Trzeba przypomnieć powiedzenie, przypisywanie Marcinowi Lutrowi: Chrześcijanin powinien modlić się, jak szewc szyje buty, a krawiec ubrania; modlitwa jest zawodem /profesją chrześcijanina.

Rozumienie modlitwy jako postawy życia, nie wyklucza pojmowania jej jako chwili osobistego, indywidualnego skupienia.

Dziękczynienie, wyznanie grzechów, wyznanie wiary i wstawianie się - to istotne treści modlitwy. Miejsce szczególne zajmuje chwalenie Pana: wierzący, gdy został przez Pana zaakceptowany jako Jego dziecko, już jakby wszystko otrzymał. Jego życie jest naznaczone przez ten dar Boży i modlitwą odpowiadającą świadomości tego daru jest chwalenie Pana Boga.

Ta pewność daru zawiera w sobie konieczność wkładania wysiłku w dialog z Bogiem, w modlitwie dążącej do bycia wysłuchanym zgodnie z obietnicą Bożą. Warto tutaj sięgnąć do tekstów biblijnych z I Mojżeszowej/Rodzaju 18,16 i n. oraz Łukasza 18,1-8.

Po tych kilku wstępnych słowach, spróbujmy przyjrzeć się kwestii modlitwy w sposób nieco bardziej praktyczny.

Jeszcze raz wróćmy do próby zdefiniowania, czym jest modlitwa, czy raczej modlenie się.

Modlenie się oznacza stawianie przed Bogiem w prawdzie naszego życia. Jest to stawanie jako stworzenie przed swoim Stwórcą, jako dziecko przed Ojcem. Modlenie się nie jest informowaniem Boga o tym, co dzieje się na naszej ziemi, aby Mu mówić co On powinien robić. Jest to mówienie Bogu kim jesteśmy i czym żyjemy: nasze pragnienia, nasze walki, nasza radość, nasz bunt w różnych sytuacjach życia… Jest to wezwanie Jego obecności w różnych sferach naszego życia.

Modlenie się jest zatrzymaniem, jest skupieniem, znalezieniem czasu na „stop” w naszym życiu, aby uzgodnić go z życiem Ewangelii. Jeżeli modlitwa jest słowem, to jest ona także słuchaniem.

Czasami to słuchanie jest bolesne, ponieważ poddaje w wątpliwość nasze wyobrażenie o tym, kim jesteśmy i jacy jesteśmy.

Modlitwa nas tworzy, pozbawiając nas naszych fałszywych ambicji, wyzbywając nas naszych fałszywych bogactw, zmieniając nas.

Modlenie się jest aktem „darmowym”. W naszym świecie naznaczonym przez różnego rodzaju niepokoje i stałą troskę o jak największą efektywność w produkcji, modlitwa poddaje w wątpliwość wszelkie nasze ludzkie gwarancje bezpieczeństwa. Przypomina nam ona, że Bóg stoi wyżej niż wszystkie ludzkie kategorie użyteczności i bezużyteczności. Modlitwa, modlenie się, pozwala nam mieć dystans do naszych niepokojów i naszych nadmiernych trosk, ucząc nas bezinteresowności i wolności.

Zauważmy jak Pismo Święte wzmacnia odwagę modlących się, poprzez przykłady i rady.

W Ewangelii Jezus zwraca się do swoich uczniów: Módlcie się, aby nie upaść w pokusie (Mateusza 26,41), a Apostoł Paweł naciska: Módlcie się bez ustanku (1 Tesaloniczan 5,17).

Modlitwa jest przykazaniem wyposażonym w obietnicę: Jeśli we mnie trwać będziecie i słowa moje w was trwać będą, proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam (Jana 15,7).

Te słowa są słowami mocnymi, zachęcają nas do trwania, aby wzmocnić nasze zakorzenienie w Chrystusie.

Podobnie jak wiara jest przezwyciężonym zwątpieniem, modlitwa jest przezwyciężonym niepowodzeniem. Modlitwa jest czasem zderzeniem się z pustką, z suchością, z niepokojem… a pomimo tego modleniem się. Zdarza się, że słowo, światło lub jakieś szczególne inne źródło, rozjaśni nasze ciemności i nawodni nasze pustynie. Niemniej, poczucie obecności lub wysłuchania jakiejś prośby nie są dowodem wspaniałości naszej modlitwy, ale wyłącznie objawem łaski Boga.

Wobec próby, choroby, niepowodzenia, jesteśmy wezwani do modlenia się i do walki. Modlić się jest niezbędnym dla nas, aby mieć odwagę w boju. Jesteśmy wezwani do modlenia się, kiedy już nie można nic innego zrobić.

Modlitwa nigdy nie jest stracona. Nie zmazuje ran, ale pozwala nam przeżyć nasze niepowodzenia przed i z Bogiem, i przyjąć Jego obecność pomimo pozornej nieobecności; pozwala przyjąć Słowo, pomimo pozornej ciszy…

Czy jest jakieś ryzyko związane z modlitwą? Tak. Na przykład, że stanie się ona rodzajem dialogu wewnętrznego, pomiędzy mną samym a moją duszą, w sposób szukający mojego komfortu, nie motywując mnie do wysiłku poprawy niektórych z moich poczynań.  Dlatego też może być użytecznym czas ciszy: prawdziwy czas ciszy trwającej szereg minut, zanim rozpocznie się modlitwę, by przedłożyć przed Panem swoje niepokoje i oddać się słuchaniu Go.

Jest także rzeczą ważną wezwanie obecności Ducha, by wypełnił naszą modlitwę, mówiąc Mu, jak mówił młody Samuel: Mów, Panie, twój sługa słucha! (1 Samuela 3,10).

Kiedy modlimy się, stajemy przed Bogiem takimi, jakimi jesteśmy, z naszym ciałem i jego napięciami. Między Bogiem i nami może pojawić się bariera nerwów, jak bariera ze stali. Bez przydawania zbytniej wagi różnym „szkołom modlitwy”, które nierzadko ryzykują zastąpienie Ducha Świętego jakąś techniką, nie można lekceważyć niektórych porad relaksacji i oddychania, które pozwoliłyby nam pozbyć się napięć i wzmocnić jakość naszej obecności w modlitwie i naszego słuchania.

Z powodu niepokojów, które są tak obecne w naszym świecie, możemy zawsze znaleźć w ciągu dnia zajęcia ważniejsze - w naszym rozumieniu - niż modlitwa. Trzeba dużej dyscypliny, aby znaleźć czas na zatrzymanie się w wirze zajęć.

Ewangelia Mateusza mówi nam: Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swojej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu… (6,6).

Jeżeli chcemy budować siebie w modlitwie, musimy rozpocząć przez zarezerwowanie jakiegoś bardzo konkretnego czasu, zgodnie z określonym programem oraz zarezerwować miejsce, w które moglibyśmy oddalić się, by znaleźć Boga, który jest w ukryciu i intymności naszego życia.

Na zakończenie proponuję krótką – zasłyszaną gdzieś – opowieść ludową, która dobrze obrazuje szereg powiedzianych wyżej rzeczy:

Był sobie drwal wyczerpany pracą, ale który z dziwną konsekwencją - i zajadle - trwał przy marnowaniu swojego czasu i swojej energii. rąbiąc drewno za pomocą tępej siekiery. Mówił: nigdy nie mam czasu, żeby naostrzyć moje narzędzie...

Wielu z nas, nierzadko, przyjmuje postawę takiego drwala, zawzięcie borykając się naszymi stępionymi narzędziami życia tam, gdzie czujemy się coraz bardziej samotnymi i słabymi. A przecież Pan jest tak blisko! I On może dać nam w rękę prawdziwie wspaniałe narzędzie – bliską relację z Nim samym, która buduje się i kształtuje w modlitwie; więcej – ta relacja w modlitwie buduje i kształtuje nas samych, do życia, w którym już nie jesteśmy samotni…

Tomasz Pieczko, Augustinus 40