U początku tego rozważania o modlitwie, chciałbym odwołać się do nauczania Reformatorów w kwestii modlitwy. Wiąże się to z dwojakim przekonaniem: 1. lepiej w kwestiach niełatwych (a do takich wbrew pozorom należy modlitwa) odwoływać się do uznanych autorytetów, a także 2. warto zwrócić uwagę na ten aspekt Reformacji, który często umyka naszej analizie.

Kierując się zatem taką myślą zauważmy, że kiedy czytamy pisma Reformatorów, poszukując w nich odpowiedzi na szereg kwestii teologicznych, powinniśmy w pierwszym rzędzie zwrócić uwagę na fakt, że podkreślając słynne sola fide (tylko wiara), nie mieli oni fundamentalnie za cel budowania jakiegoś nowego, szczególnego programu wiary (z przekonaniem, że oto tworzą nowy i właściwy Kościół). To, co było dla nich najcenniejsze i najistotniejsze, to znalezienie właściwych środków (i dostarczenie ich wierzącym), przede wszystkim czerpiąc ze Słowa Bożego, ale także z dobrze rozumianej tradycji (doświadczenia życia Powszechnego Kościoła Chrystusowego), do budowania żywej, osobistej i pełnej ufności relacji z Bogiem.

Każdy z nich, czy to Luter, czy Kalwin, czy inni Ojcowie Reformacji, byli głęboko przekonani, że celem życia ludzkiego jest takie zbudowanie tej relacji (czy używając słów Jana Kalwina: takie poznanie Boga), aby nadała ona sensu życiu ludzkiemu, we wszystkich jego - nawet najbardziej praktycznych, konkretnych, opartych na „tu i teraz” - aspektach.

Towarzyszyło im głębokie przekonanie: Bóg jest centrum życia i relacja z nim jest fundamentalna dla życia każdego stworzenia.

W budowaniu tej relacji podstawowe i dominujące miejsce zajmuje modlitwa, którą można najprościej określić jako dialog między Bogiem i wierzącym. Oczywiście słowo dialog musi być rozumiane nie tyle w kategoriach „mówienia”, a bardziej relacji osób, w której jest wzajemne otwarcie.

Relacja ta nie jest formą pobożności, która poprzez szereg praktyk ma za cel osiągnąć pozytywne usposobienie do nas Boga. Jest to czas i miejsce wypełnione świadomością więzi życia, które jednoczy stworzenie z Bogiem (osobą, która mówi w swoim Słowie i która słucha).

Nowy Testament kładzie szczególnie nacisk na modlitwę Jezusa, na uprzywilejowaną relację Syna z Ojcem. Do wejścia w nią są zaproszeni także uczniowie Pańscy (Gal 4,6).

Możliwość modlitwy jest wyrazem nieskończonego bogactwa, które Nowy Testament proponuje, aby kochać Ojca.

W tym znaczeniu pierwsza modlitwa pochodzi, wypływa z Boga samego, który zaprasza ludzkość do przyjęcia pojednania z Nim (2 Kor 5,20 i n.).

Modlitwa w Nowym Testamencie jest miejscem przeżycia pojednania, jest wyrazem prawdziwego autorytetu Bożego, który daje adresatowi czas na odpowiedź.

Modlitwa ludzka jest odpowiedzią na modlitwę Bożą, ponieważ Bóg daje w swoim Synu swoją miłość bez warunków.  Wierzący jest uwolniony by słuchać, chwalić, prosić, wstawiać się, a czasami nawet krzyczeć do swojego Pana.

Taka nauka, wyniesiona z lektury Pisma Świętego, zbudowała głębokie duchowe przekonanie Reformatorów o ogromnej wadze modlitwy (nie zapominajmy: także wynikające i odnoszące się do wieków historii Kościoła), prowadzące ich do pojmowania życia chrześcijańskiego jako będącego jedną wielką modlitwą.

Można wręcz powiedzieć, czytając pisma Reformatorów, zwłaszcza te ich fragmenty związane z modlitwą, że byli oni przede wszystkim ludźmi o intensywnym życiu duchowym, życiu modlitwy. Takie stwierdzenie jest szczególnie ważne, ponieważ dominuje lektura ich (Reformatorów) dzieł, ich zaangażowania politycznego i społecznego, z wyraźnym akcentem na to co intelektualne i racjonalne. Tak ujmując ich pracę i dzieło, ryzykownie prowadzi się do zubożenia rozumienia Reformacji, która była przede wszystkim dziełem Boga, który w swoim Duchu reformuje Kościół. Konieczną jest świadomość, że pierwszym polem „uczenia się” i refleksji była dla wszystkich pre-reformatorów i reformatorów (zarówno klasycznych, tych XVI wieku, jak i w wiekach późniejszych) właśnie modlitwa. Ta indywidualna i wspólna, całych społeczności chrześcijańskich.

To na podstawie takiego pojmowania modlitwy mogli oni twierdzić, że modlitwa nie jest tylko zamknięta do czasu nabożeństwa, ale każdy akt życia chrześcijańskiego staje się modlitewnym. Tutaj warto przypomnieć powiedzenie, przypisywanie Marcinowi Lutrowi: Chrześcijanin powinien modlić się, jak szewc szyje buty, a krawiec ubrania; modlitwa jest zawodem /profesją chrześcijanina.

Tu jednak kolejna potrzeba wyjaśnienia. Pojmowanie modlitwy, jako każdego aktu życia, niektórych prowadzi do wniosku, że to przede wszystkim „akty życia” są modlitwą, a modlitwa rozumiana klasycznie, jako konieczne „zatrzymanie się” przed Panem, spada na plan dalszy, jako mało aktywna, mało mierzalna.

Rozumienie modlitwy jako postawy życia, nie tylko nie wyklucza pojmowania jej jako chwili osobistego, indywidualnego skupienia, ale wypracowanie postawy życia, aby była ona przeniknięta modlitwą, aby sama była życiem modlitwy, wymaga uprzednio (i w trakcie) wiele czasu poświęconego modlitwie „klasycznej” (we wszystkich jej formach).

Dziękczynienie, wyznanie grzechów, przyjęcie wybaczenia, uwielbienie, wyznanie wiary i modlitwa wstawiennicza - to istotne treści modlitwy (tak tej indywidualnej jak i zbiorowej). Miejsce szczególne zajmuje chwalenie Pana: wierzący, gdy został przez Pana zaakceptowany jako Jego dziecko, ma tego świadomość; już jakby wszystko otrzymał. Jego życie jest w sposób jak najbardziej konkretny naznaczone przez ten dar Boży, pozwalając wierzącemu dostrzec głębię sensu jego życia i odczuć wewnętrzną radość jaką budzi intymne życie z Panem. W naturalny sposób modlitwą odpowiadającą świadomości tego daru jest chwalenie/uwielbianie Pana Boga.

Ta pewność daru nie tylko nie zwalnia z konieczności wkładania wysiłku w dialog z Bogiem, ale umacnia ludzką świadomość i dyscyplinę z wysiłkiem tym związane. Wzmaga się ona w modlitwie dążącej do bycia wysłuchanym zgodnie z obietnicą Bożą. Aby tę kwestię pogłębić, warto sięgnąć do tekstów biblijnych z I Moj./Rdz 18,16 i n. oraz Łk 18,1-8.

Wróćmy jednak, dla uporządkowania języka pojęć, do próby zdefiniowania czym jest modlitwa, czy raczej – czym jest modlenie się, bo modlitwa jest procesem konkretnym.

Modlenie się oznacza stawanie przed Bogiem w prawdzie własnego życia.

Jest to stawanie stworzenia przed swoim Stwórcą, jak dziecko przed Ojcem. Modlenie się nie jest informowaniem Boga o tym, co dzieje się na naszej ziemi, po to tylko, aby Mu sugerować, a wręcz nakazywać to, co On powinien robić.

Zauważmy, że generalnie większość ludzi posiada przekonanie, że to oni najlepiej wiedzą, co im do szczęścia, do dobrej realizacji ich zamierzeń, wreszcie dla spełnienia ich życia jest potrzebne.

Tymczasem modlitwa w istocie rzeczy jest mówieniem Bogu kim jesteśmy (a także jacy jesteśmy) i czym żyjemy. To dzielenie się z nim naszymi pragnieniami, naszymi walkami, naszą radością i naszym smutkiem; czasem także (naszym lub innych) cierpieniem. Modlitwa nie wyklucza również wyrażenia wobec Boga naszego buntu w trudnych sytuacjach życia… Jest to wezwanie Jego obecności w różnych sferach naszego życia.

Modlenie się jest zatrzymaniem, jest skupieniem. Jest znalezieniem czasu na „stop” w naszym życiu, aby uzgodnić go z życiem Ewangelii.

Jeżeli modlitwa jest słowem, to jest ona także słuchaniem. Czasami to słuchanie jest bolesne, ponieważ poddaje w wątpliwość nasze wyobrażenie o tym kim jesteśmy i jacy jesteśmy.

Modlitwa/modlenie się nas tworzy, pozbawiając nas naszych fałszywych ambicji, wyzbywając nas naszych fałszywych bogactw, zmieniając nas.

Modlenie się jest aktem „darmowym”. Zrozumienie tego faktu w naszym świecie, naznaczonym przez różnego rodzaju niepokoje i stałą troskę o jak największą efektywność produkcji, poddaje w wątpliwość nasze ludzkie gwarancje bezpieczeństwa. Modlitwa dokonuje tego przez przypomnienie nam, że Bóg stoi wyżej niż wszystkie ludzkie kategorie użyteczności i bezużyteczności. Modlitwa/modlenie się, pozwala nam mieć dystans do naszych niepokojów i naszych nadmiernych trosk, ucząc nas bezinteresowności i wolności.

Pedro Snoeijer, Augustinus 50